Jesteśmy sklepem flagowym
Dealerem roku Trek i Bontrager 2019/2020/2021
536 406 462
0

Brak produktów w koszyku.

Epickie kolarskie miejscówki cz.5

05/04/2023

Epickie kolarskie miejscówki cz.5

Przed nami piąta część epickich kolarskich miejscówek. Oznacza to, że wraz z Wojtkiem Michałkiem dobrniemy do pięknej, okrągłej liczby 50. Dużo? Mało? Chcemy znacznie więcej!

Pico del Teide (podjazd od strony południowej), Hiszpania.

Rozpoczynamy od słonecznej Teneryfy. Wprawdzie opisywaliśmy już tę piekielną, najwyższą w Hiszpanii górę w odcinku drugim, jednak dziś – wedle wskazania naszego Podróżnika Roku – skupimy się wyłącznie na stronie południowej. Dla powtórzenia informacji dodamy jedynie, iż Pico del Teide, gdyby “liczyć go” od dna morza, jest wysoki na ponad 7500 metrów. Potężny, wredny kolos, w którego trzewiach wciąż bulgocze lawa.

Wspinaczka od południowej strony daje do wyboru dwa rozwiązania: początek w Los Cristianos lub Medano. Obie drogi startują z poziomu morza, w obu przypadkach robimy ponad 50 km, również w obu przypadkach zyskujemy więcej, niż 2600 m wysokości. Trudniejszy, popularniejszy i częściej używany przez profesjonalistów (których spotkać w okresie zimowym nietrudno) jest szlak pierwszy. Najwyższe nachylenia dochodzą na nim do 22%. 

Niezależnie od naszego wyboru, trasy zarówno z Los Cristianos, jak i z Merano dostarczają oczom podobnych wrażeń. Start przy czarnej, wulkanicznej plaży. Piękne słońce, ciepło przez cały rok. Kręte drogi okraszone równym asfaltem i niesamowitą panoramą Teneryfy. I te sąsiednie wyspy na horyzoncie, skryte za delikatną mgiełką… Cytując Wojtka: “O żesz karrrramba, rzekłbym. Co za view!”

Zermatt, Szwajcaria.

Miasteczko Zermatt zimą prezentuje się niczym Ktosiowo z filmu, w którym Jim Carrey wcielił się w rolę zielonego Grincha. Jest zjawiskowo bajkowe i przepiękne, wtulone między ogromne, strzeliste szczyty. Jednak nie to jest tu najważniejsze. Otóż największe znaczenie ma góra, która z góry “pilnuje” tej uroczej dolinki – Matterhorn. 

Wysoki na 4478 m szczyt jest szóstym najwyższym w Alpach. Ze względu na stromiznę i pionowe podejścia, zalicza się ona do jednych z najtrudniejszych gór do zdobycia. Z daleka Matterhorn wygląda jak “trójkątna skała”, na którą po prostu nie da się wejść. Między innymi dlatego istnieje pogląd, jakoby była to najczęściej fotografowana góra świata, a z Zermatt szczyt Matterhornu wygląda doskonale.

Dostać się do Zermatt nie jest tak łatwo. Podjazd do miejscowości rozpoczyna się w miejscowości Visp i da się go pokonać wyłącznie elektrycznym busikiem, pieszo, lub rowerem. Wspinaczka liczy sobie niecałe 37 km przy niewysokim średnim nachyleniu rzędu 2,6%. Niepozornie, bo niepozornie, wjeżdżamy tutaj o 1000 metrów w górę. Zermatt, rzecz jasna, dostarcza nie tylko widoku na Matterhorn. Jest tam mnóstwo pensjonatów, restauracji i  hoteli, a z miejscowości startuje między innymi najwyżej położona kolejka w Alpach, którą dojedziemy na szczyt Klein Matterhorn. 

Malta Hochalmstraße, Austria.

Malta Hochalmstraße pod Kolbrein-Steinmauer, który dzieli Galgenbichlspeicher od Kolbreinspeicher. Wszystko zrozumiałe, prawda? Ten językowy łamaniec oznacza piękne miejsce na styku dwóch jezior w północnej części austriackiej Karyntii. Oczywiście nie dosłownie.

Kolbrein-Steinmauer, to tama dzieląca dwa zbiorniki (Galgen….. & Kolbrein…), a nasza tytułowa miejscówka, to droga wiodąca na szczyt owej tamy. Miejsce nieszczególnie popularne, ciche i zabójczo piękne. Niecodzienną scenerię dwóch górskich akwenów przedzielonych betonowym murem podkreślają skaliste turnie porośnięte kępami iglastych drzew.

Wspinaczka na tę najwyżej położoną w Austrii zaporę wodną (1933 m), to niecałe 30 kilometrów fantastycznej trasy, która nie jest opanowana przez korowody samochodów. “Noty za styl” dla otoczenia rosną tu z każdym kilometrem. Wodospady, tunele, górskie chatki. Przejazd przez Malta Hochalmstraße rowerem stanowi czystą przyjemność.

Col du Galibier, Francja.

Kolejna z wielkich francuskich przełęczy. Absolutna ikona Tour de France. Podjazd pod przełęcz Galibier (wysokość 2665 m) gościł na trasie wyścigu 63-krotnie, debiutując w ósmej edycji TdF, która odbyła się w roku 1911. Col du Galibier często był także najwyższym punktem osiąganym w wyścigu przez kolarzy. Na szczycie podjazdu znajduje się pomnik Henriego Desgrange’a – pomysłodawcy i organizatora pierwszego Tour de France.

Wspinaczka na przełęcz Galibier, to w świecie rowerowym absolutny TOP i legenda. Zniewalające widoki, piękne serpentyny, wąska droga oraz świadomość, że na tej samej trasie boje z przeciwnikami i własnym organizmem toczyli najwięksi herosi współczesnego (i nie tylko) kolarstwa. W 2022 r. odbył się tutaj wyścig amatorów. Aby zobrazować skalę fenomenu tej miejscówki, dodamy tylko, że wzięło w nim udział 16 tys. rowerzystów!

Zdobyć przełęcz Galibier można na trzy sposoby: od strony L’Alpe d’Huez (zachód), Briançon (południowy wschód), a także Saint-Michel-de-Maurienne (północ). Wszystkie długie na ponad 35 km. Dwie pierwsze trasy łączą się na przełęczy Lautaret, skąd na górę pozostaje dość trudne 8 kilometrów. Ostatnia możliwość, to natomiast prawie 2000 metrów pokonanych w pionie! Podjazdy spina położony na wysokości 2556 wydrążony w skale tunel, szeroki zaledwie na cztery metry, a długi na 370. Pozwala on przedostać się na drugą stronę przełęczy z pominięciem jej szczytu, więc służy raczej pojazdom o czterech kołach. Wjazd na samą górę przełęczy, to niesamowite doświadczenie dla ciała i ducha. Nic, tylko jechać, walczyć i podziwiać poszarpane granie masywu Galibier.

Grimselpass, Szwajcaria.

Zostajemy w rodzinie wysokoalpejskich przełęczy, lecz przenosimy się niecałe 500 kilometrów na północny wschód, do malowniczego kantonu Valais w Szwajcarii. Grimselpass wraz z Furkapass i Sustenpass stanowią triumwirat najbardziej znanych szwajcarskich przełęczy. Smaczku dodaje fakt, iż bardzo sprawny kolarz może te niespełna 122 km pokonać w jeden dzień. Szalona, lecz piękna misja. 

Grimselpass, to oczywiście cudowne alpejskie landszafty, hordy motocyklistów dla których to miejsce jest czymś na kształt górskiej mekki, a także sztuczne jeziora, masywne zapory wodne i przyklejone do nich elektrownie. Innymi słowy: zestaw fantastycznych i różnorodnych wrażeń. 

Niezależnie, czy wybierzemy drogę od północy lub południa, czekają nas piękne atrakcje wizualne i przewyższenia na poziomie 1500-1600 m. Rozpoczynając na południu, zjeżdżamy na koniec do Innertkirchen, z którego możemy rozpocząć wspinaczkę na Sustenpass. Jest to wariant dłuższy. Z kolei rozpoczynając w Innertkirchen, podjazd liczy 26 km. Aczkolwiek mocniej odczujemy na nim nachylenie, które średnio sięga 6,5%. Najbardziej natomiast polecamy przejechanie wszystkich trzech przełęczy w różnych konfiguracjach. Niech stanowi to challenge dla ultra wytrzymałych. 

Saas-Fee, Szwajcaria.

Nie ruszamy się nigdzie z kantonu Valais. W dolinie Saastal znajduje się następne z gatunku bajkowych alpejskich miasteczek: Saas-Fee. Położona 200 metrów nad dnem doliny, jest bardzo znanym ośrodkiem narciarskim i sportowym. Trudno się dziwić, gdy zwrócimy uwagę na dane statystyczne. W Saas-Fee słońce świeci średnio przez 300 dni w roku, dookoła jest kilkanaście czterotysięczników, a śnieg na lodowcowych trasach zalega przez 42 tygodnie. Mało?

Last Christmas, i gave you my heart… śpiewał George Michael. W 1984 roku miejscowość ta przerodziła się w plan zdjęciowy do teledysku najpopularniejszej obecnie świątecznej piosenki. Wprawdzie w trakcie 39 lat otoczenie uległo pewnym zmianom (drzewa urosły, a wagoniki słynnej kolejki wymieniono), lecz jest to wciąż spory magnes dla pewnej grupy turystów.

Rowerowo, mamy w okolicy wszystko, co najlepsze w Alpach. Dobry asfalt, odbierającę mowę widoki, a także różnorodne zjazdy i podjazdy. Gdziekolwiek nie pojedziecie, jest po prostu pięknie.

Monte Grappa, Włochy.

Położona niespełna dwie godziny drogi od Wenecji Monte Grappa w XX wieku odegrała spore znaczenie militarne. W trakcie I wojny światowej wielokrotnie próbowały ją zdobyć wojska cesarstwa Austro-Węgier (bez powodzenia), natomiast w trakcie kolejnej wielkiej wojny góra stała się bazą włoskich partyzantów walczących z niemieckim okupantem i faszystowskim reżimem. Krew przelaną na Monte Grappa dokumentuje monumentalne Ossuarium, w którym złożono kości ponad 12 tys. poległych, z których lwia część pozostaje niezidentyfikowana.

Sportowo, Monte Grappa może być znana choćby z pięciokrotnego goszczenia na trasie Giro d’Italia. Góra jest bardzo rozległa i dominuje nad terenem. Prowadzi na nią co najmniej 10 dróg o różnej skali trudności. Monte Grappa, to masyw, który posiada kilka wierzchołków, a najwyższy z nich wznosi się na 1775 m. 

Możliwości podjazdu jest zatem mnóstwo. Niektóre trasy zakładają zdobycie każdego wierzchołka, inne tylko trzech. Pewne jest jedno: każdy obrany przez nas sposób, to gwarantowana uczta dla oczu. Zachęcamy do próbowania różnych rozwiązań.

Gran Canaria, Hiszpania.

Znów ta Gran Canaria… A zapowiadamy, że to nie jest ostatni raz, kiedy mekka kolarstwa gości na naszej liście. Tym razem pozostaniemy wyłącznie na jej wybrzeżu, podziwiając bezmiar oceanu i piękne plaże. Te należą do bardzo różnorodnych i potrafią przybrać formę złocistych połaci (np. Maspalomas na południu wyspy), łat ciemnego piachu (Playa de Taurito) bądź kamienistych plaż przeplatanych ostrymi klifami (zachodnia część Gran Canarii).

Pisaliśmy już, że Gran Canaria jest jednym z popularniejszych miejsc na zimowe treningi profesjonalnych kolarzy? Pozwolimy sobie zatem przytoczyć kolejną z opowieści Wojtka:

Wyobraźcie sobie piękny, słoneczny, LETNI dzień w lutym. Lecicie sobie rowerkiem wzdłuż wybrzeża, podziwiacie śliczne widoki, robicie zdjęcia, kręcicie filmiki. Wokół niewielki ruch, czasem przejedzie jakieś auto. Ciepło, lampa grzeje. Wczoraj był ciężki trening w górach, więc dziś lajcik, noga za nogą… I oto w oddali przed wami Samotny Kolarz.

Nie wiem jak inni, ale ja mam tak, że podświadomie przyspieszam i zaczynam gościa gonić. Czasem się to udaje, częściej nie… Ale czasem jednak tak! Tego dnia cisnę, zmniejszam dystans. Po chwili, jeszcze z pewnej odległości orientuję się po stroju i sylwetce, że to chyba jakiś PRO! Cisnę więc jeszcze mocniej, doganiam, zagaduję… PETER SAGAN! Dogoniłem trzykrotnego mistrza świata w kolarstwie i to jest fakt! Dla takich chwil się jeździ!”

To jak, planujecie już podróż na Gran Canarię? 

Passo del Rombo/Timmelsjoch. Włochy/Austria.

Tę dwujęzyczną nazwę nosi przełęcz łącząca austriacką dolinę Ötztal z włoską Passiria w prowincji Bolzano. Górskie przejście znane jest już od starożytności. Maszerowały tędy armie Rzymian, ale też i barbarzyńskich plemion. Przez kolejne setki lat prowadził tamtędy szlak przemytników i handlarzy.

Położona jest na wysokości 2509 m, co stanowi atrakcję i wyzwanie samo w sobie. Pełna jest krętych i stromych zakrętów o nachyleniu dającym nogom w solidnie w kość. Od strony austriackiej mamy również bardzo szybki, prosty zjazd, który stwarza możliwości, by solidnie się rozbujać.

Po włoskiej stronie podjazd zaczyna się w miejscowości San Leonardo i jest długi na 29 km. Średnie nachylenie, to 6%, a najwyższe sięga momentami 13%. Przewyższenie na poziomie 1800 metrów i rozrzedzone powietrze powodują, że wspinaczka jest mozolna i bolesna. 

Passo del Rombo potrafi zmasakrować, zwłaszcza, jeśli nie jest pierwszym etapem waszej wyprawy. Lecz tym, co wynagradza trud, są oszałamiające wręcz widoki. Dodatkowy bonus architektoniczny stanowi przedziwna, kosmiczna budowla osadzona na szczycie przełęczy.

Paris – Roubaix, Francja.

Klasyczny, jednodniowy wyścig rozgrywany corocznie od 1896 r. Jeden z pięciu słynnych monumentów kolarstwa, do których oprócz Paris – Roubaix należą: Mediolan – San-Remo, Ronde van Vlaanderen, Liege – Bastogne – Liege i Giro di Lombardia. O charakterze Paris – Roubaix najlepiej wypowiedzą się jego przydomki: “królowa klasyków”, “piekło północy”, “wyścig wielkanocny”, “piekielna niedziela”. Wszystkie są prawdziwe. Wyścig odbywa się co roku w jedną z niedziel kwietnia i jest naprawdę szalony.

Najtrudniejsze i najbardziej ryzykowne są tu odcinki brukowanej drogi, która nijak nie przypomina równego asfaltu. Jest ciasna, kręta, śliska, nierówna, zachwaszczona, a na dodatek gdy pada deszcz, jej skraj zamienia się w błotniste jeziora. Dodajmy do tego kilkusetosobowy peleton, finisz na welodromie w Roubaix i mamy prawdziwe pandemonium. 

Żeby było ciekawie, organizatorzy doradzają zabrać na wyścig cztery dętki. Mowa tu, rzecz jasna, o wyścigu amatorów. Aby zilustrować sytuację, powiemy tylko, że w ubiegłym roku w wersji dla kolarzy PRO (257 km) Wout van Aert zajął drugie miejsce, pięciokrotnie zmieniając rower w trakcie wyścigu. A jak prezentuje się edycja dla amatorów? Najlepiej oddadzą to słowa Wojtka, który przeżył swoją “piekielną niedzielę” cztery lata temu:

WYŚCIG RELIGIJNY, czyli modlitwa, żeby to się wreszcie skończyło. Wyścig do gruntu ekscytujący, ale i niebezpieczny. Ponad 140 km dla amatorów. Naprzemienne odcinki asfaltu i kamieni o długości 1,5 – 3 km. Sektory brukowe układane ponad sto lat temu. Odcinki z kamieniami polnymi budowane, jak to określił jeden z dziennikarzy, “z helikoptera”. Bez ładu, składu, totalnie przypadkowo rzucone i przydeptane butem. Porośnięte przez lata trawą i mchem. Nierówne, wystające, kanciaste, przy deszczowej pogodzie śliskie i zdradzieckie dla kolarzy. Jeśli dodamy do tego pędzący peleton, walkę na łokcie, deszcz, tu i ówdzie kałuże, wyrwy w drodze i 90-stopniowe zakręty, jawi się prawdziwy obraz ryzyka i chaosu. Niektóre drogi są bardzo wąskie, a tuż obok czają się głębokie dziury wypełnione wodą. Jak się nie połamiesz na drodze, to masz jeszcze szansę… prawie utonąć.

Moja taktyka po dwóch-trzech sektorach (z 19 na trasie) polegała na tym, by przejeżdżać je solo. Po obejrzeniu rzezi konkurentów już na pierwszym odcinku (lasek Arenberg – 2400 m), wywrotkach, defektach i kraksach szybko doszedłem do wniosku, że należy minimalizować niebezpieczeństwo. Wyszło na moje. DOJECHAŁEM DO METY! PIEKŁO PÓŁNOCY – nigdy więcej! 

Minęły cztery lata, kurz opadł… Tymczasem Wojtek Kluk od tygodni nie daje za wygraną. Jedziemy, jedziemy na Roubaix, będzie fajnie. Nie musi być fajnie, ale może…”

Jesteśmy pewni, że Wojtek podejmie kolejną próbę walki z Królową Klasyków i wyjdzie z niej zwycięsko!


Wojtek Michałek
Podróżnik i pasjonat kolarstwa
@wojtek.killer