Jesteśmy sklepem flagowym
Dealerem roku Trek i Bontrager 2019/2020/2021
536 406 462
0

Brak produktów w koszyku.

Epickie kolarskie miejscówki - Wojtek Michałek cz.2

30/01/2023

Epickie kolarskie miejscówki – Wojtek Michałek cz.2

Dziś prezentujemy drugą dziesiątkę topowych kolarskich miejscówek Wojtka Michałka. Zapraszamy zatem do następnej podróży śladami naszego rowerowego pasjonata.

Fuerteventura, Hiszpania.

Druga największa wyspa spośród archipelagu Wysp Kanaryjskich, jest również jedną z najczęściej odwiedzanych przez turystów. Fuerteventura, to jeden z najbardziej pustynnych obszarów w Europie, a piasek na wyspę nawiewany jest podobno aż z Sahary. Księżycowy krajobraz Fuerteventury nie sprzyja roślinności, przez co jej paleta barw nie jest aż tak bujna, jak choćby na położonej nieopodal Gomerze.

Ten wiecznie wietrzny raj dla kite i windsurferów od pewnego czasu przyciąga również kolarzy. Zarówno tych profesjonalnych, jak i amatorskich. Dzieje się tak nawet pomimo częstych podmuchów silnego wiatru, które powodują niemałe zagrożenie. Zwłaszcza te wiejące z boku, o czym przekonał się na “Fuercie” sam Wojtek. Zaletą uprawiania kolarstwa na tej kanaryjskiej wyspie jest z pewnością jakość dróg oraz relatywny spokój podczas połykania kilometrów. Przez ponad 300 dni w roku jest tu również słonecznie i ciepło, co czyni Fuerteventurę jednym z popularnych kierunków zimowych przygotowań dla profesjonalistów.

Sporym jej atutem jest również zróżnicowanie tras. W zależności od predyspozycji i potrzeb możemy wytyczyć pętlę o małej różnicy wysokości, lub bardziej stromą i górzystą. Choć na Fuerteventurze trudno poczuć się jak w raju, unikalna scenografia ma w sobie moc. Jeśli marzysz o tym, by zabrać swój rower na księżyc – Fuerteventura, to miejsce dla Ciebie.

Höttinger Höll, Austria.

Innsbruck – stolica austriackich alp. Miasto, które bardziej niż z kolarstwem, kojarzy nam się z występami Adama Małysza i Kamila Stocha. Trasa kolarska Gramartboden, której koronnym elementem jest diabelnie wykańczający podjazd Höttinger Höll, to miejsce bardzo wymagające dla cyklistów.

W 2018 roku ów podjazd był częścią Kolarskich Mistrzostw Świata rozgrywanych właśnie w Innsbrucku. Wówczas najlepszym “góralem” okazał się Alejandro Valverde, a wśród juniorów triumfował obecny mistrz świata z Wollongong – Remco Evenepoel. Odbywa się tam także doroczny amatorski wyścig “Krone Ride to Höll”. 

Wjeżdżając na Höttinger Höl nie ma co liczyć na piękne widoki i litość natury. Wąska ścieżka Gramartstraße wije się po zboczu góry pod nachyleniem sięgającym aż 28%! Cały podjazd liczy sobie niespełna trzy kilometry, podczas których droga wznosi się wzwyż o ponad 300 metrów. Sam przez się przemawia fakt, iż Gramartstraße jest zamknięta przez kilka miesięcy w roku dla ruchu kołowego, właśnie ze względu na… jej nachylenie. Dodatkowego smaczku tej trasie nadaje krążąca wśród autochtonów plotka, jakoby jednym z jej twórców miał być były austriacki kolarz, który mieszka u stóp góry. Droga do piekła, to miejsce tylko dla rowerowych twardzieli.

La provinzia di Como, Włochy.

Como, to nazwa przepięknego, położonego między górami jeziora, a także dużego miasta (stolicy prowincji), które wyrosło przy jednej z jego odnóg. Oprócz oczywistych walorów krajobrazowych, region przyciąga także kolarzy. Wszak prowincja Como znajduje się w północnej części Lombardii. A jak Lombardia, to Giro di Lombardia, zwany też Il Lombardia.

Il Lombardia, to rozgrywany corocznie w październiku klasyczny, jednodniowy wyścig kolarski. Jeden z najsłynniejszych, z ponad studwudziestoletnią historią, zwany jest też ze względu na porę roku “wyścigiem umierających liści”. Przewyższenie sięgające niespełna 5000 metrów. Zasnute mgłą jezioro Como. Dywan z wielobarwnych liści przylepiony do szos. Magia. 

Trasy rowerowe wokół jeziora Como przebiegają przez malownicze wzgórza, winnice, jeziora i miasta, dając raz za razem piękne widoki na samo jezioro oraz okoliczne góry. Drogi te oferują wiele wzniesień i zjazdów, stanowiąc przede wszystkim miejsce wybierane przez kolarzy górskich. Jednym z najbardziej morderczych podjazdów jest tu Muro di Sormano – 1700 metrów wspinaczki o średnim nachyleniu 14%. Ta miejscówka każdego rowerzystę może skłonić do zejścia z roweru. Jeśli nie czujecie się na siłach, to w prowincji Como znajdziecie również mniej wymagające trasy, które oprócz walorów stricte kolarskich, kuszą przepięknymi widokami. W okolicach Como trzeba być jednak ostrożnym i przygotowanym na spory ruch samochodowy.

Lago di Garda, Włochy.

Jezioro Garda, to cudowne dzieło natury położone nieopodal równie uroczej Werony, w połowie drogi między Wenecją, a Mediolanem. Trasy dookoła jeziora, to fantastyczne miejsce na rowerową wyprawę. Liczne okoliczne zabytki i widok na najczystszy akwen we Włoszech powinny stanowić wystarczającą motywację.

W okolicy Lago di Garda każdy cyklista znajdzie coś dla siebie. Podjazdy, zjazdy i odcinki płaskie. Dookoła jeziora wiedzie pętla Peschiera del Garda – Torri del Benaco, ale to nie jedyna warta uwagi miejscówka. Z bardziej wymagających tras możemy wymienić choćby podjazd na Monte Bondone, z katorżniczym odcinkiem z Brenzone do Punta Veleno. Góra – jak to zwykle bywa – nie odpuszcza ani na chwilę. Jest to najtrudniejszy podjazd w okolicy jeziora Garda. Na uwagę zasługuje również nowa ścieżka rowerowa wiodąca tuż nad taflą wody. Zaliczenie tej drewnianej trasy nie jest aż tak wartościowe z kolarskiego punktu widzenia, niemniej jednak wrażenia wizualne zasługują na najwyższą notę.

Mirador Pico del Teide, Hiszpania.

Czas odwiedzić kolejną pozycję z doskonale nam znanego archipelagu Wysp Kanaryjskich – Teneryfę. Sylwetkę tej znanej z doskonałych walorów wypoczynkowych wyspy wyznacza monumentalny wulkan Teide. Jest to najwyższy szczyt Teneryfy, a zarazem najwyższy szczyt wysp atlantyckich. Wierzchołek Pico del Teide wznosi się ponad taflę wody na wysokość 3715 metrów. Gdyby liczyć jego wysokość od dna morskiego, byłby niewiele niższy niż Mount Everest.

Na rowerze dojedziemy na poziom około 2350 metrów brukowaną drogą. Początek wspinaczki możemy wyznaczyć w kilku różnych miejscach. “Na dole” wyspy znajduje się więcej roślinności, jednak gdy drogi na wysokości Parku Narodowego Las Cañadas de Teide łączą się w jedną, przenosimy się do zupełnie innego świata. Las cañadas, to wulkaniczne równiny z niesamowitymi formacjami skalnymi, które utworzyła zastygła lawa. Jazda na rowerze w tej scenerii, to kapitalne przeżycie. Warto dodać, iż Pico del Teide w dalszym ciągu jest czynny i roztacza wokół siebie atmosferę drzemiącej w jego wnętrzu potęgi. Sam podjazd, to – w zależności od doboru trasy – około 40-50 kilometrów. Czy warto? Ależ oczywiście!

Tre Cime di Lavaredo, Włochy.

Trzy Szczyty Lavaredo. Cima Ovest, Cima Grande i Cima Piccola. Trzy ogromne, strome pazury wznoszące się w stronę nieba. Miejsce to znajduje się niedaleko słynnego włoskiego kurortu Cortina d’Ampezzo. Tre Cime di Lavaredo, to symbol Dolomitów. Trzy turnie wyrastające z pozbawionych roślinności piargów są miejscem pożądanym przez wspinaczy, choć niemal pionowe ściany nie czynią wejścia na wierzchołek któregokolwiek ze szczytów łatwym.

W świecie kolarstwa Tre Cime di Lavaredo, to jeden z klasycznych podjazdów. W najbliższym Giro d’Italia wspinaczka tą trasą będzie stanowiła metę królewskiego etapu. Przewyższenia, z którymi zmierzą się kolarze, to ponad 4500 metrów! Jeśli chodzi o samą końcowy podjazd, to zaczyna się on w miejscowości Misurino, skąd droga na górę wiedzie przez około 10 kilometrów, z czego połowa przy średnim nachyleniu 12%.

Na samym finiszu podróży niestety nie ujrzymy trzech wież Lavaredo, gdyż wiedzie do nich kilkukilometrowa, stroma, żwirowa ścieżka. Niemniej jednak widok na zielone połoniny i łyse masywy Dolomitów w zupełności wystarcza jako wynagrodzenie za włożony wysiłek.

Col du Jandri, Francja.

“Matko i córko! Gdzie ja jadę, co to za planeta?” – rzucił Wojtek w trakcie błotnistej wspinaczki przełęczą Col du Jandri. Przenosimy się zatem we francuskie Alpy, do Parku Narodowego Ecrins. Tam znajduje się położony na wysokości 3400 metrów lodowiec Glacier du Mont-de-Lans. 

Na ów lodowiec prowadzi druga najwyżej położona droga w Europie (utwardzona), której koniec znajduje się na wysokości 3200 metrów n.p.m. Col du Jandri, to ekstremalna, czternastokilometrowa wspinaczka, podczas której wznosimy się o półtorej kilometra w górę. Trasa nie należy do najprostszych. Kręty, wąski podjazd byłby łatwiejszy dla rowerzystów i sprzętu, gdyby nie jego nawierzchnia. Jest ona zaledwie utwardzona, niewyasfaltowana. Zimą pokrywa ją śnieg i nadaje się bardziej dla alpinistów, natomiast gdy jest ciepło, Col du Jandri staje się błotnista i nieprzyjemna. Dopiero wjazd na wyższe partie lodowca przynosi odrobinę ulgi, ponieważ droga wraz ze spadkiem temperatury twardnieje.

Col du Jandri, to szansa, by wjechać rowerem bardzo, bardzo wysoko. “Zdobycie” tego wysokogórskiego skalpu wymaga sporo wysiłku. Wynagrodzenie za eksploatację roweru i mięśni stanowią niebywałe widoki na ośnieżone szczyty i zagubione między chmurami doliny.

Grande Dixence Dam, Szwajcaria.

W szwajcarskim kantonie Valais znajduje się najwyższa tama grawitacyjna na świecie, która jednocześnie jest najwyższą tamą w Europie oraz szóstą najwyższą tamą całego globu. Grand Dixence Dam, to ogromny, szeroki na 700 m i wysoki na 285 m kawał betonu. Mówiąc “ogromny kawał betonu”, mamy tutaj na myśli około 6 000 000 m³ szarej masy. Tamę wzniesiony w latach 1950-1961 na wysokości ponad 2300 m. Zbiera ona wodę z 35 topniejących lodowców, zwykle uzyskując maksymalne napełnienie w okolicy końca września.

Gdy człowiek stanie u stóp tego kolosa, spojrzenie w górę może wywołać przerażenie. Zwłaszcza, gdy mamy świadomość, że za tą monumentalną “ścianą” skrywają się setki milionów litrów wody. Podjazd z miejscowości Bramois, to nieco ponad 38 kilometrów wspinaczki. Droga wznosi się na 2077 m, ze średnim nachyleniem 6,5%, a maksymalnym 17%. Mocno daje w kość ostatni etap, który wiedzie od stóp tamy, na jej szczyt. 

Sama trasa, choć wymagająca, daje mnóstwo satysfakcji. W cieniu betonowego kolosa istota ludzka może poczuć się malutka. Natomiast po wjeździe na szczyt, malutkie wydają się wszystkie obiekty położone poniżej. Jeśli są wśród was fani “Gry o tron”, niewątpliwie nasuwa się porównanie Grand Dixence Dam do gigantycznego Muru, który w sadze George’a R.R. Martina oddzielał świat cywilizowany od lodowej krainy Dzikich.

Mirador Pico de las Nieves, Hiszpania.

Wprawdzie na Gran Canarii już z Wojtkiem byliśmy, jednak tym razem chcemy zwrócić uwagę na jeden konkretny podjazd. Mirador Pico de las Nieves oznacza w wolnym tłumaczeniu “Szlak na Szczyt Śniegów”. Położony w samym sercu wyspy Szczyt Śniegów, to góra pochodzenia wulkanicznego, która wznosi się na wysokość 1949 m. Tym samym stanowi najwyższe wzniesienie Gran Canarii. 

Pico de las Nieves, to bardzo popularna miejscówka wśród rowerzystów wszelkiej maści. Na Gran Canarię przylatuje mnóstwo profesjonalnych i amatorskich kolarzy, a Szczyt Śniegów stwarza dla nich niesamowite możliwości. Drogę na górę możemy rozpocząć w wielu miejscach wyspy. W zależności od kierunku geograficznego, z którego rozpoczniemy, doznamy odmiennych wrażeń estetycznych. Podczas, gdy południe Gran Canarii stanowi krainę o skąpej szacie roślinnej, północ wyspy może zachwycić i w tej materii. 

Przykładowa trasa z Maspalomas jest z początku mocno zróżnicowana. Lekkie górki, krótkie zjazdy i sporo płaskiego. Jednak w ostatnich czterech kilometrach wspinaczki nachylenie znacząco wzrasta, a skala trudności rośnie. Piękne nitki gładkiego asfaltu wiją się pośród poszarpanych skał, karmiąc nasze oczy radością. Na koniec pozostaje satysfakcja ze zdobycia “dachu” Gran Canarii, a także równie zróżnicowany, niezwykle przyjemny zjazd.

Briançon, Francja.

Alpy Wysokie. Briançon Małe, bajkowe miasteczko wciśnięte między alpejskie turnie. Śliczne krajobrazy, charakterystyczne, wąskie uliczki oraz przede wszystkim Cytadela Briançon, która oplata najstarszą część miasteczka znakomicie zachowanym murem. Oprócz walorów krajobrazowych i urbanistycznych, Briançon wydaje się być wręcz stworzone dla amatorów sportów zimowych.

I tak jest w rzeczy samej, lecz nie to nie jedyny sport, z którego słynie miasteczko. Ten niewielki, alpejski klejnot zapisał się na kartach historii kolarstwa. Briançon obecne jest w Tour de France od samych początków najsłynniejszego wyścigu kolarskiego na świecie. Mało tego, aż 22 razy w Briançon wyznaczono metę etapu. Po raz pierwszy miało to miejsce w 1920 r., gdy wyścigi kolarskie składały się jeszcze z wyczerpujących trzystukilometrowych odcinków (wówczas wygrał Phillipe Thys). Łącznie Tour de France gościł w Briançon 33-krotnie.

Francuskie miasteczko stanowi zatem doskonałą bazę wypadową na okoliczne, górskie trasy znane z TdF. Briançon leży niejako “w dołku”, na poziomie 1300 m n.p.m. Dookoła same góry, przełęcze i podjazdy. Na zachód od miasta znajdują się choćby Col du Galibier (2642 m), Lautaret (2058 m) i Granon (2410 m). Kierując się na południe, trafimy na kolejny tourowy klasyk – Col de Izoard (2360 m). Z Briançon niedaleko również do granicy z Włochami. Tuż za nią możemy wdrapać się na stację narciarską Sestriere (2000 m) bądź targnąć się na zdobycie trasy, którą już tu przywoływaliśmy – Colle delle Finestre. Wszak to tylko niespełna 60 km od Briançon. Wachlarz wspaniałych, kolarskich możliwości okraszony niezwykłym pięknem Alp Wysokich. Czego chcieć więcej?

Na tym kończymy drugą część epickich kolarskich miejscówek. Mamy jednak dla was małe post scriptum. Jest nim link do oryginalnych filmów z początkowych edycji Tour de France. Nagranie to może stanowić niejako załącznik do ostatniej z przywołanych przez nas miejscówek, a znajdziecie je TUTAJ.


Wojtek Michałek
Podróżnik i pasjonat kolarstwa
@wojtek.killer